- Jutro nadejdzie dla Was szczęśliwy dzień. - zaczął mężczyzna w podeszłym wieku, którego od najmłodszych lat nazywałam tatą.. Szkoda tylko, że wraz z upływem czasu określenie to przybrało bardziej grubiański charakter i wybrzmiewało z moich ust, układając się w wyraz ,,ojciec''. Nie było tak dlatego, że uczynił coś co mogłoby mnie zranić. Kochał mnie. Mocniej niż potrafiłam sobie to wyobrazić. Jednak.. Zawsze jest jakieś ale. Był pantoflarzem mojej rodzicielki, która układała mi życie pod swoje dyktando i wymagania.
Chrząknęłam cicho i podniosłam się z wygodnego krzesła. Przyodziałam na twarz nader sztuczny uśmiech i stuknęłam widelczykiem od ciasta w kieliszek do połowy napełniony czerwonym winem. Kiedy oczy wszystkich zgromadzonych skierowały się wprost na mnie uniosłam wyżej kąciki ust i postanowiłam zacząć teatrzyk, który z dnia na dzień wchodził mi coraz bardziej w krew.
- Jestem dumna, że od jutra będę mogła szczycić się mianem Twej narzeczonej. - zwróciłam się do mężczyzny, który zajmował miejsce przy moim boku. - To niesamowite.. Już wyobrażam sobie dni, w których będziemy we dwoje... W których, budząc się ujrzę widok najpiękniejszy ze wszystkich. Kocham Cię. - zakończyłam, akcentując dwa ostatnie słowa. Zamrugałam szybko, aby jeszcze bardziej umocnić udawany zachwyt.
Ponownie zerknęłam w stronę przyszłego małżonka, który szczerzył się jak głupi do sera. Gdybym tylko mogła to obdarzyłabym go serdecznym policzkiem.. Wzięłam wdech i na chwilę zmrużyłam powieki. Naczynie, bytujące w mej delikatnej dłoni dotknęło pełnych, zaróżowionych warg i przechyliło się wraz z moją małą pomocą.
- Uczucie, którym Cię darzę nie zostanie okiełznane przez zwykłą wiązankę słów, więc nawet nie spróbuję ich odpowiednio dobrać. Wiedz, że jesteś całym moim życiem i światem. - odrzekł po chwili ,,luby'', tak aby każdy gość, włącznie z moimi cudownymi rodzicami usłyszał jego wypowiedź. Cieszyłam się, że tak dobrze zagrał.. Układ, który zawarliśmy rok temu był idealny. Na całe szczęście zarówno ja, jak i Clemens szczerze się nienawidziliśmy, a potrafiliśmy wystawić przedstawienie godne Oscara.
***
- Pięknie wyglądasz kochanie. - prychnął opierając się o framugę drzwi
od ogromnej sypialni. Obrzuciłam go spojrzeniem wyzbytym z emocji. -
Jak oceniasz mój występ? - spytał, stając tuż za mną. Odsłoniłam w
uśmiechu szeregi białych równych zębów, gdyż jego wypowiedź całkiem mnie
rozbawiła.
- Gdyby zagrał to DiCaprio, na 5 z ogromnym plusem. Tobie, szczególnie za usposobienie wręczę dwa na zachętę. - powróciłam wzrokiem do własnej talii opiętej w obcisłą czerwoną suknię. - Masz gust. - cmoknęłam z dezaprobatą. - Kobiety, które przychodzą tu w każdy weekend też się tak ubierają? Przynajmniej już wiem, że nie zabierasz ich spod skoczni tylko z ulicy. - skomentowałam, odpinając zamek od odzienia.
- Na całe szczęście jakoś układam swoje osobiste sprawy. Gdyby ktoś dłuższy czas obserwował Ciebie stwierdziłby, iż żyjesz w celibacie. - zaśmiał się szyderczo, usadawiając swoją posturę na wielkim łóżku. - Może dzisiaj twoja kolej na noc z prawdziwym mężczyzną? - zapytał dumnie.
- Znasz jakiegoś? Możesz mi wpisać jego numer. - rzuciłam w jego stronę telefon, który od jakiegoś czasu był dla mnie zupełnie bezużyteczny. Widząc jak mina mu zrzedła zdjęłam ubranie i skierowałam swoje kroki w kierunku wyjścia. Taka poprawa humoru na koniec dnia definitywnie mi odpowiadała.
- Weź to cholerstwo ode mnie, bo zaczęło brzęczeć. - usłyszałam, gdy tylko stanęłam oko w oko z drzwiami od mojego własnego królestwa. Przewróciłam oczami i wróciłam po małe, działające na nerwy urządzenie. Stając w progu, zatrzymałam się na moment. Nie powiem.. Zawsze figura i testosteron, który wręcz emanował z mojego przyszłego narzeczonego mógłby mnie pociągać, w przypadku gdy byłabym głupia i patrzyła na sam wygląd...
- Gdybyś nie dodał, że brzęczy, pomyślałabym, iż mój telefon właśnie woła o uwolnienie od takiego dupka. - zgarnęłam przedmiot, który stał się powodem do kolejnego pstryczka, wymierzonego wprost w mężczyznę. - Dobranoc najdroższy. - westchnęłam i opuściłam pomieszczenie w całkiem poprawnym nastroju.
Po szybkim truchcie wzdłuż korytarza, chwyciłam w mocnym uścisku klamkę, która w promieniach sztucznego światła, mieniła się złotą poświatą. Kiedy znalazłam się już w osobistym azylu, wypuściłam gromadzone w płucach powietrze. Po wykonaniu kilku kroków w stronę łóżka, usiadłam na nim, opierając plecy o zimną, beżową ścianę. Niechętnie spojrzałam na ekran telefonu i odblokowałam go jednym, zamaszystym ruchem. Śledząc tekst trudno było mi zachować powagę. Kobieta, którą miałam za bliską koleżankę, ni stąd ni zowąd , oświadczyła mi, że nie pojawi się na hucznej uroczystości zaręczyn. W duchu byłam wdzięczna za taki obrót sytuacji, gdyż była to tylko kolejna znajoma na pokaz. Miałam tych wszystkich ludzi po dziurki w nosie. Ba! Po dziurki w przekutych uszach. Zadręczałam się każdym z nich, aby dojść do celu, który przyświecał mi odkąd skończyłam 12 lat. Pamiętne urodziny, wyjątkowy prezent i jedyne wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa, które swobodnie mogłam nazywać pasmem porażek.
Odłożyłam białe urządzenie na szafkę nocną i wyprostowałam obolałe nogi. Cały dzień biegania po sklepach, restauracjach i rodzinnym domu. Po części cieszyłam się, że nareszcie odetnę własną pępowinę i stanę na nogi. Nie ma co! Ułatwiłam sobie start w dorosłe życie. Ale po co miałam go sobie utrudniać? Przecież wygodniej mieć pracę po znajomości zaraz po studiach. Pozostawało mi tylko jedno. Wypełnić każdy obowiązek znakomitego ortopedy, którego mianem określana byłam w każdej z plotkarskich gazet. Wymieniano mnie pod kryptonimem słów : ,,córka znanego chirurga''. Już dawno przestałam utożsamiać się ze swoim imieniem. Nie było już Lukrecji.. Bezwzględnie i bezpowrotnie ją uśmiercono. Po części sama przyłożyłam do tego rękę i na własne życzenie stałam się tylko ,,potomkinią najlepszego lekarza w Austrii''.
Ze stłamszoną samooceną postanowiłam się udać do łazienki, w celu wzięcia gorącej kąpieli, w blasku świec. Ha! Pomarzyć można. Został mi tylko błyskawiczny prysznic i jeszcze szybszy powrót na wygodne miejsce spoczynku. Mój organizm nie nadawał się już do sprawnego funkcjonowania, toteż nie miałam zamiaru katować go jeszcze bardziej. Chociaż w sumie.. Nagła przemiana w masochistkę? To byłoby coś.
W porę okiełznałam wybujałą wyobraźnię i przeszłam do realizacji skąpych planów na ten cudowny wieczór. ,,Ostatnia noc bez zobowiązań'' - zapewne taki jest teraz temat gorącej dyskusji w sypialni moich rodziców. Wspominają czasy, w których chodziłam na czworaka i byłam im podporządkowana. Jednak w tej kwestii zmienił się chyba tylko sposób mojego poruszania. Nadal byłam zmuszona do przytakiwania i słuchania się despotycznej matki, która zawsze miała mnie za maszynkę do spełniania marzeń, jakie zostały przez nią pominięte, w poszczególnych epizodach jej życia. Czy na prawdę miałam odgrywać rolę marionetki? Czy to było właśnie moim pragnieniem? Widocznie taką los ułożył mi trasę. Trzeba coś poświęcić, aby poczuć się spełnionym zawodowo i życiowo. Takie są okrutne zasady. Nie ma zmiłuj.
***
- Obiecuję Ci, że wyjdziesz za tego mężczyznę, dla którego zabije Twoje serce. - powiedział spokojnym tonem, składając na moim czole wilgotny pocałunek. - Nigdy więcej nie rób sobie krzywdy. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją małą księżniczką. Jeśli ktoś Cię upokorzy nie znajdzie na ziemi spokoju. - dodał, trzymając moją smukłą buzię w dłoniach. Czułam, że oczy ponownie zachodzą mi gorzkimi łzami. Nie potrafiłam opanować bólu jaki żarzył się w moim sercu.
- Nie obawiaj się tato, jestem już dorosła. - wypowiedziałam całe zdanie z taką nutą niepewności, że sama przestałam wierzyć w jego wiarygodność. Spuściłam wzrok na swe splecione dłonie, które pokryły się siną barwą. Płatki śniegu zawirowały wokół mojej twarzy. Rozpoczęła się już prawdziwa zima. Nie wiem co spowodowało taką reakcję, ale nagle dusza zapłonęła we mnie czystą nienawiścią do świata i ludzi. Zbyt wiele osób zadało tak dużo ran, które zapiekły mnie ze zdwojoną mocą. Dzisiaj dostałam zapłatę za swoją naiwność i głupotę. Koniec. Definitywny finisz. Już żadna żywa istota nie zada mi żadnego ciosu, ani psychicznego, a tym bardziej fizycznego. Mimowolnie narząd, bijący za osłoną mej klatki piersiowej, który przed wiekami stał się symbolem miłości dla całej ludzkości, został ozdobiony twardym, nienaturalnie zamrożonym nalotem. Nie uwierzę już w żadne wyrazy pozytywnych uczuć. Obojętność dopadła mnie w tym okrutnym wyścigu szczurów, a ja nie zamierzam jej powstrzymywać. Taka jest moja wola, wola Lukrecji Milland.
Obudziłam się zlana potem. Cholera! Nie ma to jak cudowne wspominki w środku nocy! Czy mój mózg już kompletnie zdurniał, przywołując takie obrazy w trakcie snu? Dobrze wiedziałam, że miłość nie jest w najmniejszym stopniu powodem do tych zaręczyn, ślubu i całego bagna w jakie się wpakowałam. Chciałam spełnić wszelkie marzenia. Musiałam podążać po trupach do celu. Nawet jeśli miałabym po drodze poświęcić tą najwyższą dla wszystkich wartość. Już dawno złożyłam sobie wieczystą przysięgę, że to uczucie nigdy mnie nie oślepi. Edukacja, wykształcenie, praca i pasja. Nic więcej. Zawsze podążałam swoją drogą. Wybierałam czasami te najbardziej kręte ścieżki, ale nigdy nie składałam własnym ambicjom pustych obietnic, bo zbyt wiele ich usłyszałam, abym mogła dopuścić do powielania błędów tych ludzi, których miałam za najbliższych.
- Gdyby zagrał to DiCaprio, na 5 z ogromnym plusem. Tobie, szczególnie za usposobienie wręczę dwa na zachętę. - powróciłam wzrokiem do własnej talii opiętej w obcisłą czerwoną suknię. - Masz gust. - cmoknęłam z dezaprobatą. - Kobiety, które przychodzą tu w każdy weekend też się tak ubierają? Przynajmniej już wiem, że nie zabierasz ich spod skoczni tylko z ulicy. - skomentowałam, odpinając zamek od odzienia.
- Na całe szczęście jakoś układam swoje osobiste sprawy. Gdyby ktoś dłuższy czas obserwował Ciebie stwierdziłby, iż żyjesz w celibacie. - zaśmiał się szyderczo, usadawiając swoją posturę na wielkim łóżku. - Może dzisiaj twoja kolej na noc z prawdziwym mężczyzną? - zapytał dumnie.
- Znasz jakiegoś? Możesz mi wpisać jego numer. - rzuciłam w jego stronę telefon, który od jakiegoś czasu był dla mnie zupełnie bezużyteczny. Widząc jak mina mu zrzedła zdjęłam ubranie i skierowałam swoje kroki w kierunku wyjścia. Taka poprawa humoru na koniec dnia definitywnie mi odpowiadała.
- Weź to cholerstwo ode mnie, bo zaczęło brzęczeć. - usłyszałam, gdy tylko stanęłam oko w oko z drzwiami od mojego własnego królestwa. Przewróciłam oczami i wróciłam po małe, działające na nerwy urządzenie. Stając w progu, zatrzymałam się na moment. Nie powiem.. Zawsze figura i testosteron, który wręcz emanował z mojego przyszłego narzeczonego mógłby mnie pociągać, w przypadku gdy byłabym głupia i patrzyła na sam wygląd...
- Gdybyś nie dodał, że brzęczy, pomyślałabym, iż mój telefon właśnie woła o uwolnienie od takiego dupka. - zgarnęłam przedmiot, który stał się powodem do kolejnego pstryczka, wymierzonego wprost w mężczyznę. - Dobranoc najdroższy. - westchnęłam i opuściłam pomieszczenie w całkiem poprawnym nastroju.
Po szybkim truchcie wzdłuż korytarza, chwyciłam w mocnym uścisku klamkę, która w promieniach sztucznego światła, mieniła się złotą poświatą. Kiedy znalazłam się już w osobistym azylu, wypuściłam gromadzone w płucach powietrze. Po wykonaniu kilku kroków w stronę łóżka, usiadłam na nim, opierając plecy o zimną, beżową ścianę. Niechętnie spojrzałam na ekran telefonu i odblokowałam go jednym, zamaszystym ruchem. Śledząc tekst trudno było mi zachować powagę. Kobieta, którą miałam za bliską koleżankę, ni stąd ni zowąd , oświadczyła mi, że nie pojawi się na hucznej uroczystości zaręczyn. W duchu byłam wdzięczna za taki obrót sytuacji, gdyż była to tylko kolejna znajoma na pokaz. Miałam tych wszystkich ludzi po dziurki w nosie. Ba! Po dziurki w przekutych uszach. Zadręczałam się każdym z nich, aby dojść do celu, który przyświecał mi odkąd skończyłam 12 lat. Pamiętne urodziny, wyjątkowy prezent i jedyne wspaniałe wspomnienia z dzieciństwa, które swobodnie mogłam nazywać pasmem porażek.
Odłożyłam białe urządzenie na szafkę nocną i wyprostowałam obolałe nogi. Cały dzień biegania po sklepach, restauracjach i rodzinnym domu. Po części cieszyłam się, że nareszcie odetnę własną pępowinę i stanę na nogi. Nie ma co! Ułatwiłam sobie start w dorosłe życie. Ale po co miałam go sobie utrudniać? Przecież wygodniej mieć pracę po znajomości zaraz po studiach. Pozostawało mi tylko jedno. Wypełnić każdy obowiązek znakomitego ortopedy, którego mianem określana byłam w każdej z plotkarskich gazet. Wymieniano mnie pod kryptonimem słów : ,,córka znanego chirurga''. Już dawno przestałam utożsamiać się ze swoim imieniem. Nie było już Lukrecji.. Bezwzględnie i bezpowrotnie ją uśmiercono. Po części sama przyłożyłam do tego rękę i na własne życzenie stałam się tylko ,,potomkinią najlepszego lekarza w Austrii''.
Ze stłamszoną samooceną postanowiłam się udać do łazienki, w celu wzięcia gorącej kąpieli, w blasku świec. Ha! Pomarzyć można. Został mi tylko błyskawiczny prysznic i jeszcze szybszy powrót na wygodne miejsce spoczynku. Mój organizm nie nadawał się już do sprawnego funkcjonowania, toteż nie miałam zamiaru katować go jeszcze bardziej. Chociaż w sumie.. Nagła przemiana w masochistkę? To byłoby coś.
W porę okiełznałam wybujałą wyobraźnię i przeszłam do realizacji skąpych planów na ten cudowny wieczór. ,,Ostatnia noc bez zobowiązań'' - zapewne taki jest teraz temat gorącej dyskusji w sypialni moich rodziców. Wspominają czasy, w których chodziłam na czworaka i byłam im podporządkowana. Jednak w tej kwestii zmienił się chyba tylko sposób mojego poruszania. Nadal byłam zmuszona do przytakiwania i słuchania się despotycznej matki, która zawsze miała mnie za maszynkę do spełniania marzeń, jakie zostały przez nią pominięte, w poszczególnych epizodach jej życia. Czy na prawdę miałam odgrywać rolę marionetki? Czy to było właśnie moim pragnieniem? Widocznie taką los ułożył mi trasę. Trzeba coś poświęcić, aby poczuć się spełnionym zawodowo i życiowo. Takie są okrutne zasady. Nie ma zmiłuj.
***
- Obiecuję Ci, że wyjdziesz za tego mężczyznę, dla którego zabije Twoje serce. - powiedział spokojnym tonem, składając na moim czole wilgotny pocałunek. - Nigdy więcej nie rób sobie krzywdy. Byłaś, jesteś i zawsze będziesz moją małą księżniczką. Jeśli ktoś Cię upokorzy nie znajdzie na ziemi spokoju. - dodał, trzymając moją smukłą buzię w dłoniach. Czułam, że oczy ponownie zachodzą mi gorzkimi łzami. Nie potrafiłam opanować bólu jaki żarzył się w moim sercu.
- Nie obawiaj się tato, jestem już dorosła. - wypowiedziałam całe zdanie z taką nutą niepewności, że sama przestałam wierzyć w jego wiarygodność. Spuściłam wzrok na swe splecione dłonie, które pokryły się siną barwą. Płatki śniegu zawirowały wokół mojej twarzy. Rozpoczęła się już prawdziwa zima. Nie wiem co spowodowało taką reakcję, ale nagle dusza zapłonęła we mnie czystą nienawiścią do świata i ludzi. Zbyt wiele osób zadało tak dużo ran, które zapiekły mnie ze zdwojoną mocą. Dzisiaj dostałam zapłatę za swoją naiwność i głupotę. Koniec. Definitywny finisz. Już żadna żywa istota nie zada mi żadnego ciosu, ani psychicznego, a tym bardziej fizycznego. Mimowolnie narząd, bijący za osłoną mej klatki piersiowej, który przed wiekami stał się symbolem miłości dla całej ludzkości, został ozdobiony twardym, nienaturalnie zamrożonym nalotem. Nie uwierzę już w żadne wyrazy pozytywnych uczuć. Obojętność dopadła mnie w tym okrutnym wyścigu szczurów, a ja nie zamierzam jej powstrzymywać. Taka jest moja wola, wola Lukrecji Milland.
Obudziłam się zlana potem. Cholera! Nie ma to jak cudowne wspominki w środku nocy! Czy mój mózg już kompletnie zdurniał, przywołując takie obrazy w trakcie snu? Dobrze wiedziałam, że miłość nie jest w najmniejszym stopniu powodem do tych zaręczyn, ślubu i całego bagna w jakie się wpakowałam. Chciałam spełnić wszelkie marzenia. Musiałam podążać po trupach do celu. Nawet jeśli miałabym po drodze poświęcić tą najwyższą dla wszystkich wartość. Już dawno złożyłam sobie wieczystą przysięgę, że to uczucie nigdy mnie nie oślepi. Edukacja, wykształcenie, praca i pasja. Nic więcej. Zawsze podążałam swoją drogą. Wybierałam czasami te najbardziej kręte ścieżki, ale nigdy nie składałam własnym ambicjom pustych obietnic, bo zbyt wiele ich usłyszałam, abym mogła dopuścić do powielania błędów tych ludzi, których miałam za najbliższych.
,,Żyjemy w świecie gdzie wrażliwość to choroba psychiczna, a dążenie po trupach do celu jest sposobem na sukces.''
***********************
Jest i numer 1.
W tym rozdziale poznajemy jedną z dwóch głównych bohaterek.
Będzie to historia perypetii różnych kobiet.
Części historii będą pisane na przemian.
Raz opowieści z życia bezwzględnej Lukrecji, a raz z przeżyć pięknej Rosie.
Co sądzicie o tym tworze?
Czekam na Wasze opinie.
Pojawiłam się wcześniej niż planowałam, gdyż znalazłam trochę czasu na spisanie powyższego pomysłu.
To nie zmienia jednak faktu, że bohaterów ze świata sportu poznamy 17 czerwca.
W tej kwestii musimy być cierpliwi.
Na ,,Wiara czyni cuda'' jest bowiem remis i nadal nie wiem kogo wybrać do opowieści.
Jeśli ktoś jeszcze nie głosował w ankiecie to zapraszam
Pozdrawiam ;*.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz