sobota, 29 października 2016

Obietnica Siódma

Obudził mnie hałaśliwy, drażniący dźwięk alarmu, który nastawiłam już dwa dni wcześniej, aby mieć stu-procentową pewność, że nie spóźnię się do mojej nowej, a w zasadzie pierwszej, prawdziwej, zarobkowej pracy. Po otworzeniu oczu, zastałam ten sam, pomalowany na biało sufit. Wokół mnie roztaczały się drobinki kurzu, które były widoczne dzięki słońcu, wpadające do pomieszczenia przez ogromne okno, przyozdabiające przeciwległą do mnie oraz mojego łóżka ścianę. Odkryłam kawałek kołdry, która szczelnie otulała moje ogrzane pod wpływem ciepła, bytującego po grubym materiałem pościeli. Na skórze poczułam lekki dreszczyk spowodowany nutą ekscytacji, a także pewnej obawy i niepewności. Gdy już w pełni wyłoniłam się spod okrycia powolnym, aczkolwiek pewnym i stanowczym ruchem zmieniłam swoją pozycje na siedzącą. Opalone, gładkie nogi bezwiednie opadły prostopadle do podłogi, a stopy dotknęły zimnych paneli. Zacisnęłam własne, kościste, a zarazem pokryte cerą o jedwabistym charakterze dłonie na bladoróżowym prześcieradle. Podparłam przy tym swoją sylwetkę i już po chwili stanęłam na swych dolnych kończynach. Nabrałam powietrza do płuc i wykonałam kilka kroków w stronę szafy. Odsunęłam jedne z trzech ogromnych drzwi rozsuwanego mebla. Moim oczom ukazał się spodziewany rezultat. Na wieszaku wisiała biała bluzka, zakrywająca zaledwie część  ramion, czarna spódnica do kolan oraz sweterek o tym samym odcieniu co wspomniana dolna część ubioru. Sięgnęłam po owe rzeczy. Drugą dłonią chwyciłam czarne, wysokie szpilki i ze spokojem, wymalowanym na twarzy udałam się w kierunku przestronnej łazienki. Po przekroczeniu progu owiałam wzrokiem pokój i znalazłam stosowne miejsce dla uszykowanej kreacji, którą ostrożnie tam umiejscowiłam. 
Poranna toaletka oraz makijaż ku mojemu zdziwieniu nie zajęły mi dużo czasu. Może dzięki sporemu zapasowi minut potrzebnych na ogarnięcie zewnętrzne i wewnętrzne posiadałam większe pokłady precyzji, perfekcji i pewności siebie? Tym razem udało mi się nawet ominąć krok wkładania szczoteczki od tuszu do własnego oka. Byłam z siebie na prawdę dumna. Butność wspierała mnie do tego stopnia, że wyparła z pamięci wczorajsze zdarzenia. Przez chwilę zapomniałam nawet o wypadku mojego prawdopodobnie pierwszego pacjenta. 
Rozczesałam poplątane włosy i rzuciła ostatnie spojrzenie w swoje odbicie.Wszystko było na prawdę dopracowane, dopięte na ostatni guzik. Nawet nieszczęsna spódnica leżała na mojej talii idealnie, a przy okazji opinała, skromnie wyglądającą, tylną część mego ciała. Klasnęłam z nadmiaru zadowolenia w dłonie i z uśmiechem na ustach udałam się do kuchni w celu spożycia posiłku. Śniadanie w postaci tosta z serem i dodatkiem ketchupu było moim wymarzonym daniem, odkąd skończyłam 10 lat. Zabrałam się więc za przygotowanie wyśnionego przysmaku. 
Kiedy kończyłam jeść wyśmienity przypieczony chleb, usłyszałam kroki dochodzące ze strony dobrze znanego mi pomieszczenia. Przeczucie i intuicja po raz kolejny mnie nie zawiodły i już po chwili zobaczyłam buzię, nonszalancko uśmiechniętego, Clemensa. Aż mi apetyt odebrało. Na brzegu talerza odłożyłam więc niewielki kawałek, który ku mojemu zdziwieniu w mgnieniu oka został pochłonięty przez mojego partnera. 
- Jak Ci się spało? - zapytał, przeżuwając chrupiącą kromkę. - Po wczorajszej akcji pewnie długo chodziłem Ci po głowie. Może nawet śniłaś o mnie? - parsknął pod nosem, zakrywając dłonią własne usta, które przy okazji otarł z zalegających okruszków. 
- Trafiłeś w dziesiątkę! Śniło mi się ogromne zero, którym niewątpliwie jesteś. - odpowiedziałam, zabierając naczynie do zlewu. Nagle wraz z jego pojawieniem zniknęła moja sielanka, moje szczęście, wróciła szara, dobijająca rzeczywistość. Dlaczego sama pakowałam się w zadręczenie? Musiałam oddać się pracy. Praca ponad wszystko. 
- Przyznaj, że podobało Ci się te kilka marnych sekund pocałunku. Jestem w tym mistrzem. - odrzekł, zupełnie ignorując moją wypowiedź. Odwróciłam się tyłem i puściłam strumień zimnej wody, aby móc obmyć szklany przedmiot. - Nie odgryziesz się? - usłyszałam te słowa tuż koło mojego ucha. Omal nie podskoczyłam ze strachu. Następnie poczułam jego ręce na biodrach. ,,O nie! Tym razem nie zadrwisz ze mnie.'' Chwyciłam jego dłonie z całej siły i pozbyłam się zbędnego balastu. Zanim zdążył ponowić wcześniejszą czynność wzięłam jego ulubiony kubek od kawy, który spoczywał na drewnianej suszarce i rzuciłam nim o jasne kafelki. Natychmiastowo rozbił się na mniejsze kawałeczki.
- Jeśli nudzi Ci się do tego stopnia, że zaczynasz stroić sobie ze mnie niedojrzałe żarciki, to masz właśnie możliwość na wypełnienie wolnego czasu sklejaniem ukochanego kubka lub jechaniem po nowy. Miłej zabawy. - rzuciłam, a moje kąciki ust niemal od razu powędrowały ku górze. Wyminęłam jego zdezorientowaną, osłupiałą posturę i powróciłam do własnego królestwa, ostoi, innego wymiaru. Zabrałam torebkę, kluczyki od samochodu oraz telefon. ,,To jest mój dzień i nic mi go nie zepsuje.'' - pomyślałam i udałam się do wyjścia. 

***

Siedziałam w moim osobistym gabinecie, doszczętnie analizując każde słowo, zawarte w wypełnionej niemal po same brzegi karcie przydzielonego mi pacjenta. Nie myliłam się w wróżbiarskiej kwestii. Wysoki blondyn, przyglądający się mojemu zdjęciu, wielki skoczek, niemal bohater narodowy Austrii - Michael Hayboeck. Imię i nazwisko było mi już znane, więc z rozmachu pominęłam ten aspekt. Znajdowały się tam bardzo intrygujące informację : wzrost, waga, kolor oczu, stan cywilny... Przewróciłam oczami i odrzuciłam dziwne myśli, które przez moment zagościły w moim umyśle, po przestudiowaniu wyrazu ,,singiel/wolny''. Przejechałam opuszkami palców po krawędzi śnieżnobiałego papieru. Złamana kość piszczelowa, zerwane więzadło krzyżowe w lewym kolanie. Co najmniej rok przerwy. Westchnęłam cicho i odłożyłam kartkę na bok. Potarłam zewnętrzną część dłoni i zaczęłam tworzyć w głowie przeróżne scenariusze jego reakcji na szokujące wieści. Po upływie krótkiego czasu zacisnęłam rzędy perlistych zębów i wstałam zza biurka. Szybkim, zdecydowanym krokiem podeszłam do mahoniowych drzwi, od zewnątrz pomalowanych na biało i pchnęłam je do przodu. Nie opierały się, umożliwiając mi wyjście na korytarz i poczucie tego okropnego, szpitalnego zapachu. W rozległej fali wiadomości, szumiących w moim mózgu odnalazłam sposób an dojście do sali o numerze 5. Ponownie pokonałam ,,wrota''. Od razu rozejrzałam się po pomieszczeniu, które z wyjątkiem leżącego w narożnym łóżku mężczyzny, pasującego do otrzymanego przeze mnie opisu, było zupełnie puste. Odchrząknęłam cicho, jednak nie uzyskałam jakiejkolwiek reakcji. Dopiero kiedy podeszłam blizej i dokładnie przyjrzałam się twarzy owej postaci, spostrzegłam, że jest pogrążony w głębokim śnie. Na pewno z powodu bólu wywołanego tak okropnym urazem, dostał środki uspokajające i nasenne. Usiadłam na czarnym, plastikowym krześle, które stało tuż przy szpitalnym miejscu spoczynku. Nie wiem co było ze mną nie tak, ale mogłam wpatrywać się w te niemal anielską buzię godzinami. Gładka, jasna cera, idealna kości policzkowe i lekko zsiniałe, odrobinę spierzchnięte usta. Jedna bezwiedna kropelka potu, stoicko utrzymywała się na jego czole. Oddychał całkiem miarowo, jak gdyby nic mu nie dolegało. Wtedy w mojej głowie zapaliła się czerwona, rażąca po oczach lampka. Potrząsnęłam lekko jego ramieniem. Brak ruchów. Stracił przytomność. Szybko nacisnęłam przycisk, wzywający pomoc medyczną. Spanikowałam. Ostatnie co pamiętam przed doznaną agonią i szokiem to fakt, iż obiecałam, że nic nie zmieni mojego podejścia do życia. Nie wiedziałam jak bardzo bezdenna i pusta okaże się ta obietnica. 

,,La­ta szczęśli­we są la­tami zmar­no­wany­mi, pra­ca postępu­je tyl­ko w cierpieniu.''




***********************************
Jest i siódemka, którą udało mi się napisać już tydzień temu.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Miłego dnia. ♥
Pozdrawiam. ;* 


piątek, 21 października 2016

Obietnica Szósta

Krótka drzemka szybko zmieniła swój charakter na przespanie całej nocy bez cienia wybudzenia w przeciągu 14 godzin. Kiedy otworzyłam oczy, poczułam tak silne odczucie zmęczenia, iż wydawało mi się, że położyłam się góra na dwie godziny. Słoneczny blask przedzierał się przez odsłonięte, prześwitujące firanki. Owiałam apatycznym wzrokiem całe pomieszczenie i szybko doszłam do wniosku, że brakuje w nim mojego brata, który podobnie jak ja miał spać po drugiej stronie pokoju. Zastanawiałam się czy było aż tak późno, czy też Thomas nagle stał się rannym ptaszkiem? Podniosłam tułów ku górze, zmieniając pozycję na wpół siedzącą. Ponownie, tym razem baczniej rozejrzałam się dookoła i ułożyłam dłonie na miękkim materacu, okrytym białym prześcieradłem. Podparłam się na kończynach w celu zwleczenia się z łóżka. Kiedy moje bose stopy wymknęły się spod kołdry, otulił je delikatny, naturalny chłód. Odczuwałam go, ponieważ temperatura pod jasnym materiałem była znacznie wyższa niż ta w przestrzeni bez niego. Stanęłam na własnych nogach, ocierając je o ciemne panele, przyozdabiające podłogę. Wtedy zorientowałam się, że jestem w ubraniach, w których zajechałam wczoraj na miejsce. Mój umysł zaalarmował mnie o potrzebie szybkiego, gorącego, a zarazem pobudzającego prysznica. Skierowałam swoje kroki w kierunku osobistej walizki. Odpięłam suwak i wyciągnęłam zwykły biały T-shirt, bieliznę i czarne, przyległe leginsy. Nie wiedziałam jaka aura panuje obecnie na dworze, ale nie miałam konkretnych planów na spędzenie leniwej soboty. Słońce górowało już na niebie, aczkolwiek nie musiało to oznaczać, iż temperatura balansuje na linii tolerowanej przeze mnie pogody. Starałam się odnaleźć w odmętach pamięci informacje o położeniu łazienki. Kiedy je odszukałam, przyspieszyłam swoje ruchy i znalazłam się za drzwiami jasnej, przestronnej przestrzeni. Delikatnie zdjęłam przemęczone wczorajszym dniem odzienie i wślizgnęłam się pod sporej wielkości prysznic, którego kabina składała się z przyciemnionych szyb. W momencie odkręcenia kurka poczułam na twarzy subtelny dotyk letnich kropelek, które powoli się ogrzewały i otuliły moją skórę przyjemnym odczuciem. Z każdą kolejną drobinką cieczy przypominałam sobie wszystkie, łudząco podobne do wody słone łzy, wylewane przeze mnie dniami i nocami. Wzrok zdezorientowanego Thomasa, który niepewnie wychylał się zza framugi drzwi i obserwował moje nieprzespane godziny. Jego rosnące poczucie winy i jeszcze większa nieświadomość. Wybuch informacji i ogromne współczucie. Litość.. Której tak bardzo nienawidziłam. Nieświadomie zacisnęłam dłonie w pięści oraz zmrużyłam jasne, pokryte jedwabistą cerą powieki. Zakończyłam spływ H2O jednym gestem. Sięgnęłam po burgundowy ręcznik, który ku mojej radości czekał na mnie cierpliwie odkąd znalazłam się w tym pomieszczeniu. Osuszyłam ciało i nałożyłam przygotowane ciuszki.
Zejście na dół nie zajęło mi wiele czasu. Z powodu dużej ilości energii, jaką dał mi dość długi sen oraz zmycia wszelkich smutków i odegnania ich daleko w przepaść zapomnienia, zbiegłam żwawo po drewnianych schodach, nie rozglądając się na boki. Do moich nozdrzy napłynęła cudowna woń smażonych naleśników. Niesiona tym zapachem doszłam do kuchni i posłałam szeroki uśmiech w kierunku krzątającej się po niej kobiety. Ciocia odpowiedziała mi tym samym wyrazem twarzy i nabrała sporej ilości powietrza.
- Wujek wyszedł z Thomim do ogrodu. Chyba domyślasz się w jakim celu. - teatralnie przewróciła oczami. - Jak Ci się spało, gwiazdeczko? - spytała przesłodzonym tonem i wlepiła we mnie dwie rozjuszone iskierki radości zmieszanej z ekscytacją, które bytowały w jej jasnych, przenikliwych oczętach.
- Bardzo dobrze, dziękuje, że pytasz. - usiadłam na jednym z barowych krzeseł stojących przy niewielkiej wyspie pośrodku pokoju. Oparłam łokcie o blat i odchrząknęłam cicho. Postanowiłam złożyć pewne wyjaśnienia, przesiąknięte na wskroś wierutnymi kłamstwami. - Thomas miał do mnie wiele żalu, że go tutaj przywiozłam. Straciłam pracę w Berlinie, nie miałam wyboru, ale on tego nie rozumiał. Liczył się dla niego tylko klub i koledzy, których nazywał braćmi. Miałam wrażenie, że kochał ich i to bardziej niż mnie. - zatrzymałam się na chwilę, aby zbadać reakcję niewiasty, stojącej naprzeciwko mnie.Odwróciła się zgrabnie i obróciła skwierczącego naleśnika. - Dziękuje, że mnie przyjęliście. Z chęcią zajmę się Manuelem, gdy będziecie wykańczać dom w Polsce. - zapewniłam o wypełnieniu prośby, jaką ona złożyła w moim kierunku. Miałam nadzieję, że opieka nad trzylatkiem nie odbierze mi zbyt wiele młodości, przemykającej nieubłaganie przez palce. Już dawno zdobyłam doświadczenie, ponieważ podczas studiów pracowałam jako opiekunka. Powinna być to dla mnie zabawa, sytuacja prosta jak bułka z masłem. Jednak czułam się jakby było to moje największe dotychczasowe wyzwanie.
- Wiesz, że możemy go zabrać razem ze sobą? Nie chcemy abyś sobie nie por.. - zacisnęła na moment wargi. - Nie chcemy Ci sprawiać kłopotu. - poprawiła się, licząc z ogromną nadzieją, iż nie usłyszałam pierwowzoru wypowiedzi, układanej w jej myślach. Z grzeczności i szacunku wpuściłam informacje jednym uchem, a drugim wypuściłam w przestrzeń. Nie ma co rozjątrzać takich błahostek. W porównaniu za zaoferowaną pomoc powinniśmy ich całować po rękach.
- Kocham dzieci i będzie to dla mnie przyjemność. - odrzekłam pewnie, czekając, aż się odwróci i zbada mnie niczym najlepszy wykrywacz kłamstw. To akurat wychodziło jej wybitnie fatalnie, ponieważ tylko garstka rzuconych przeze mnie wiadomości była prawdziwa. Wlepiła we mnie skupiony wzrok i splotła ręce na brzuchu.
- Skoro tak, to nie pozostaje mi nic innego niż wykonać odpowiednie kroki. - jej kąciki lekko zadrgały, aczkolwiek dość szybko opadły w dół. Ponownie skierowała ciało w stronę kuchenki i zdjęła przyrządzane na patelni jedzenie. - Możesz, więc dzisiaj odebrać Manuela z przedszkola. - dodała, stawiając przede mną parującego naleśnika, ułożonego na nieskazitelnie białym, kwadratowym talerzu. - Życzę Ci smacznego i zbieram się do pracy. Zbliża się już 13. - stwierdziła z lekkim niepokojem, przenosząc wzrok ze mnie na zegarek, zawieszony na przeciwległej ścianie. - Wujek wychodzi o 15, więc będziecie mieli cały dom dla siebie. - ściszyła nieco głos. Złapała delikatnie moje ramię i nachyliła się w moim kierunku. - Tylko się nie kłóćcie. Nasza sąsiadka po nawet najcichszym hałasie chce wzywać policję. Starsza, samotna kobieta. - zakomunikowała z nutą współczucia, a zarazem przestrogi. Pokiwałam ze zrozumieniem głową i wbiłam koniec widelca w śniadaniowy przysmak.
Kiedy kończyłam już posiłek, postanowiłam, iż pozmywam. Wstałam więc od stołu i wraz z naczyniami oraz sztućcami podeszłam do zlewu, znajdującego się przy samym oknie z widokiem na rozległy ogród. Moim oczom ukazał się Thomas, który prowadził zgrabnie piłkę przy nodze. Bramkarz nie stanowił dla niego jakiejkolwiek przeszkody. Z gracją i wyrobioną perfekcją umieścił piłkę w siatce, w samym okienku. Odłożyłam ostrożnie szklany przedmiot i odruchowo zaczęłam bić brawo. Gdy obserwowałam to jak cieszy się ze zdobytego gola, poczułam jak w kącikach oczu zbierają mi się łzy. Krople wywołane wzruszeniem a zarazem szczęściem. Wtedy też obiecałam sobie, iż od tamtej chwili będę płakała tylko i wyłącznie z dumy oraz radości. Nie domyślałam się jak pusta była ta obietnica.

,,Oni wszys­cy da­lej nie wiedzą, nie przeczu­wają, nie widzą.
A Ona jest z siebie dum­na, że jest taką dobrą aktorką.''


************************
Jest i szóstka. 
Tak długiej przerwy od pisania jeszcze nie miałam.
Dziękuje za motywacje mojej najcudniejszej siss <3 .="" font="">
Życzę miłego wieczorku i pozdrawiam. ;*