poniedziałek, 25 lipca 2016

Obietnica Trzecia.

Co czułam stając obok mojego największego przeciwieństwa, szczelnie zamkniętego w dość sztucznym, umięśnionym i ociekającym testosteronem ciele? Strach? Przecież ja niczego się nie bałam! Byłam jak nieustraszona Czarna Wdowa. Co prawda nigdy nie oglądałam żadnego filmu z jej udziałem, ale to ona pierwsza przyszła mi na myśl w momencie chęci przywołania jakiejś super bohaterki. W każdym razie - nieistotne..
Czerwona suknia przylegała do mojej talii i bioder tak bardzo, że widoczne było każde zaokrąglenie, bytujące na moim ciele. Nie żebym miała kompleksy. W moim mniemaniu plasowałam się w grupie kobiet o idealnych proporcjach, ale wzrok wszystkich mężczyzn obecnych na uroczystości, który wiercił mi dziurę w brzuchu, a może nawet nieco wyżej, nie zaliczał się do tych przyjemnych spojrzeń. Odchrząknęłam cicho. Zaczynałam się niecierpliwić. Mężczyzna już dawno powinien odegrać całą szopkę. Im szybciej odegrał swoją rolę tym prędzej mogłam się uwolnić od pustych rozmów. Po minucie ułożyłam dłoń na jego ramieniu i delikatnie je ścisnęłam. Dopiero wtedy rozkojarzone czekoladowe tęczówki skierowały się w moją stronę. Obdarzyłam go perlistym uśmiechem, z którego kipiało wyrachowanie i czysta gra aktorska. Obrócił się do mnie przodem. Opuściłam kończynę wzdłuż własnej postury.
- Mój kwiecie. - zaczął donośnym tonem. Położył rękę na moim policzku i opuszkami pogładził delikatną cerę. - Do tej pory nie wiem czym zasłużyłem sobie na związek z Tobą, aczkolwiek nie zamierzam dłużej wystawiać losu na próbę. Chciałbym wykonać kolejny stabilny krok w stronę przyszłości, naszej wspólnej przyszłości. - tradycyjnie przykucnął po czym uklęknął na jedno z kolan, odzianych w czarne spodnie od garnituru. - Czy zostaniesz moją żoną? - spytał nieco zniżając głos. Oprócz tego do moich uszu dobiegły ciche westchnienia dziewcząt i starszych kobiet, przyglądających się naszej dwójce. Przyłożyłam palec do kącika własnego oka i otarłam niewidzialną łzę. Drugą dłonią zakryłam usta pokryte szminką w krwistym odcieniu. Zerknęłam na naszą ,,publiczność'' składającą się z rodziny i garstki znajomych.
- To będzie dla mnie zaszczyt. - odrzekłam po tym jak tylko ujrzałam pierścionek. Srebrna ozdoba z pojedynczym rubinem na środku, który otoczono malutkimi diamencikami, zagościła na moim serdecznym palcu. Na widok wspomnianego świecidełka moje oczy zabłyszczały, znanym każdej istocie płci żeńskiej blaskiem.
- Nic nie opiszę mojej radości. - zawahał się, spoglądając na licznych gości, po czym obdarzył mnie oraz ich szerokim uśmiechem. Rzędy białych zębów, które zawsze układały się w tym samym, wyćwiczonym na pamięć wyrazie jego twarzy odbiły blask sztucznego światła, pochodzącego od ogromnego żyrandola z licznymi zdobieniami. Clamens ponownie zmienił postawę na stojącą. Wyciągnął w moją stronę swoją kończynę i złożył na jednym z palców przelotny, wręcz czuły pocałunek. Wtedy po raz pierwszy poczułam jakby to wszystko nie było żadną układanką. Jakbyśmy nie byli do siebie tak wrogo nastawieni. Jak gdyby cała nasza znajomość nie opierała się tylko na korzyściach zawodowych... Lecz czar musiał się kiedyś ulotnić. Mężczyzna, właściwie powinnam go nazywać narzeczonym, puścił moją dłoń i podszedł do swoich rodziców.
Na dwie krótkie sekundy przymknęłam ociężałe od tuszu i zmęczenia powieki. Cudem byłaby sytuacja, w której konwersacja z moją despotyczną i surową matką ominęłaby mnie szerokim łukiem. Rodzicielka stanęła naprzeciw mnie. Pukle jej ciemnych włosów zwijały się wokół pociągłej twarzy w bardzo delikatne loki. Chciałam mieć już to za sobą. Spojrzałam prosto w jej czekoladowe oczy, które ku mojemu ogromnemu zdziwieniu w kącikach zaszkliły się słonymi kropelkami. Nie musiałam długo czekać na lekki uścisk ułożony w okolicach moich przedramion. Znalazłam się w naprawdę niecodziennym położeniu. Ba! Postać żeńska nie przejawiała takiej postawy nawet, gdy ukończyłam studia z najlepszymi wynikami na roku.
- Jestem z Ciebie taka dumna. W końcu coś Ci się w życiu udało. Skończyłaś edukację, zaręczyłaś się i wkrótce podejmiesz nową karierę. Cieszę się, że mogę nazywać się twoją matką. - zakomunikowała z trudem powstrzymując łzy, kumulujące się od dobrej minuty. Będąc nadal w szoku, zbliżonemu do tego termicznego, lekko objęłam jej ramiona i usiłowałam zamknąć, rozsuwające się w przeciwnych kierunkach wargi. Wypuściłam gromadzone w płucach powietrze i odsunęłam się od sylwetki kobiety.
Odeszłam na bok, zostawiając ją zupełnie samą. Ruszyłam przed siebie, nie spoglądając ani razu w tył. Swoje kroki skierowałam w stronę drewnianych, lśniących bielą schodów, prowadzących na pierwsze piętro ogromnego mieszkania. Musiałam się otrząsnąć i to jak najszybciej. Znalazłam się na korytarzu. Poszłam w dobrze znanym kierunku. Ponownie mój wzrok padł na złotą klamkę, którą bez dłuższego zastanowienia nacisnęłam. Drzwi nie stawiały żadnego oporu, toteż wparowałam do środka, jakbym przed czymś uciekała. Czy spodziewałam się obecności obcego mężczyzny? Prędzej obstawiłabym atak terrorystyczny, niż blondyna wpatrzonego w moje zdjęcie, oprawione w ramkę. Wzięłam głęboki wdech.
- Skoro tak bardzo Ci się podobam możesz zrobić sobie kopie i powiesić nad łóżkiem. - stwierdziłam, krzyżując ręce na piersiach. Chłopak odskoczył na bok jak oparzony i szybko zwrócił ku mnie swoje jasne tęczówki. - Wtedy będziesz mógł mnie podziwiać bez żadnych obaw, że Cię na tym przyłapię. - ciągnęłam dalej, po czym usiadłam na moim własnym łóżku.
- Wybacz, nie chciałem naruszać prywatności. Szukałem toalety, ale widocznie coś źle zrozumiałem. - odrzekł po chwili, gdy już przetworzył wszystkie słowa, które ode mnie usłyszał.
- Ach! Już rozumiem. I tak zupełnie przypadkiem wpadłeś do cudzego pokoju i zacząłeś się gapić na osobiste zdjęcie pewnej ślicznotki, którą teraz zamierzasz okłamywać. Logiczne. - prychnęłam, umieszczając resztę swojego ciała na wygodnym miejscu. - Skoro już tutaj trafiłeś są dwie opcje : Jesteś introwertykiem, który stroni od ludzi, a do przyjścia tutaj zmusił Cię ktoś inny albo nie lubisz atmosfery zaręczyn, bo masz jakieś przykre wspomnienia. - wypaliłam bez zastanowienia. Blondyn zamrugał płochliwie i wytężył wzrok, który nadal skierowany był na mnie. Czułam się jak na celowniku wiatrówki. Po raz pierwszy na prawdę się speszyłam. W tym spojrzeniu było coś takiego, co nakazywało mi się go obawiać! Ale przecież nie ma ludzi, którzy traktują wszystko na serio... Chyba.
- Sorry, ale na prawdę nie lubię jak ktoś inny czyta mi w myślach. Nie mam więcej czasu na głupie gierki. Wszyscy wokół mnie stali się  na prawdę irytujący, a ty jesteś potwierdzeniem słów, że na świecie już dawno zaginęła ludzka empatia. Dzięki za zabicie moich ostatnich nadziei wobec przyszłej ludzkości. - cała wypowiedź zupełnie nie pasowała do wyrazu twarzy jaki przyjął. Jego cyniczny uśmiech był niezrozumiały wobec tak mocnych i ciężkich słów. Wyprostowałam się jak struna, słysząc, iż jestem nieczuła.
- Obiecuję, że już więcej nie będę się Tobie przyglądał. Myślę, iż widzimy się ostatni raz. Jesteś ładna, ale szkoda, że masz taki niewyparzony język. - dodał po czym opuścił pomieszczenie, zatrzaskując za sobą lekkie ,,wrota'' mojej osobistej świątyni spokoju i harmonii. Postanowiłam odrzucić wspomnienie z tamtego dnia, lecz gdybym wiedziała jak pustą obietnicę złożył wspomniany blondyn, rozmyślałabym o tej krótkiej rozmowie godzinami.

,,Niewiele rzeczy tak bar­dzo oszu­kuje jak wspomnienia.''  


*************************
Jest i 3. 
 Powinnam się wytłumaczyć, dlaczego pojawia się ona dopiero teraz. 
Otóż po koloniach dostałam tak dużego lenia, że aż nie jestem w stanie tego opisać.
Nawet nie chciało mi się tutaj zaglądać! 
Kompletnie straciłam motywację.
Później nadeszła Wisła..
Okres spełniania marzeń i najlepsze trzy dni mojego życia.
I po tym pozytywnym aspekcie postanowiłam, ze muszę to wrócić.
Jeżeli ktoś tu jeszcze jest to bardzo za to dziękuje.
Pozdrawiam ;*
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz